czwartek, 14 lipca 2016

i






i – rozdział pierwszy



Nie chciałem cię w to pakować;
Zignorujemy to; mam nadzieję, że mogę zawrócić czas
By móc wszystko naprawić”

julie

- Julie! Lea i Jake przyszli! – zawołała moja mama – zapewne – z kuchni, gdzie siedziała już dwójka moich przyjaciół wraz z kobietą.

Zaskoczona spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej. 10;27. Ze zmarszczonymi brwiami narzuciłam na siebie bluzę, a na bose stopy nałożyłam kapcie w myszki Minnie. Wcale nie jestem dziecinna.

Schodząc po schodach słyszałam cichą rozmowę, między mamą, Jakiem oraz Leą. Także postanowiłam schodzić ciszej, chociaż z moim szczęściem będę tak ostrożna, żeby nie narobić hałasu, że spadnę z trzech schodków i nic nie będę wiedziała z ich „tajemniczej rozmowy”.

- Weźmiemy ją do wesołego miasteczka, a potem na plażę. Słyszałem, że grają tam dzisiaj mecze siatkówki. – oznajmił mój przyjaciel. Już mogłam sobie wyobrazić minę Lei, gdy słyszała wyrażenie „wesołe miasteczko”. Pewnie wywróciła oczami i dała brunetowi lekkiego kuksańca w bok. Moja przyjaciółka nienawidzi takich miejsc, ze względu na dzieci – ma trójkę młodszego rodzeństwa. Osobiście uważam, iż Melanie, Jamie oraz Beau są najsłodszymi osobami na całym świecie, po którym chodzą miliardy ludzi. Aczkolwiek nie zamierzam kłócić się o to z niebiesko-włosą,  ponieważ może to doprowadzić do trzeciej wojny światowej, czego bym naprawdę nie chciała.

- Hej, Grubasy. – przywitałam się z Bass’em i Moon, po czym podeszłam do mamy. – Hej, mami.

Z radia można było usłyszeć „Wherever I Go”  mojego, zarówno jak i Lei oraz mojej mamy ulubionego zespołu OneRepublic. Ja – w przeciwieństwie do pozostałej dwójki – zaczęłam dzięki nim grać na wiolonczeli, co całkiem dobrze mi idzie, chociaż gram dopiero od sześciu lat, a wszystko przez „Secret”. Gdy tylko usłyszałam pierwsze nuty, w wykonaniu wiolonczeli, wiedziałam, iż na tym będę chciała grać; stało się to moim marzeniem – spełniłam je.

- Hej, Pasztecie. – odpowiedział brunet z zadziornym uśmiechem. – Ubieraj się, wychodzimy. – pokiwałam jedynie głową, następnie wbiegając ponownie po szesnastu stopniach w górę, aby wziąć komórkę wraz z pieniędzmi.

×××

Chodziliśmy po wesołym miasteczku już od dwóch godzin, co daje chwilę przed 13. Jake wraz z Leą chcieli już iść na plażę, „żeby zająć miejsca odpowiednie do podrywu”, jak to podkreśliła dziewczyna. Jedyne co zrobiłam, to ich wyśmiałam, by potem w podskokach dotrzeć do budki fotograficznej. Chwilę później wpadli zaczerwienieni ze zmęczenia Lea oraz Jake. Ponownie zaczęłam się z nich śmiać. Cieniasy.

- To co, Pasztecie? – zagaił Bass, gdy wychodziliśmy z baru koktajlowego. Po zdjęciach stwierdziliśmy wspólnie żeby się napić, ponieważ „żar leje się z nieba” podczas gdy my – banda czarnych owiec – nie wzięliśmy ze sobą żadnego picia. – Idziemy gdzieś jeszcze, czy jedziemy na plażę? Bo ja najchętniej jechał już pooglądać te se…

- Fuuuuu. – zaczęłam chichotać z Moon, która udała odruch wymiotny, na słowa Geja. Ten natomiast prychnął na nią, jednocześnie odpychając w moją stronę. Wywróciłam się na ziemię, wprost na jakiegoś chłopaka, wylewając na niego prawdopodobnie milk shake’a  na jego białą bluzkę z granatowymi rękawami, podwiniętymi do łokci. Szybko podniosłam się z ziemi, po czym otrzepałam piasek z tyłka. Coś przyklejało się do moich pleców, dlatego sięgnęłam za siebie. Dotknęłam wielkiej plamy zimnego shake’a. Spojrzałam na chłopaka, z roztrzepanymi włosami przypominającymi mleczną czekoladę oraz jasnymi końcówkami. Najładniejsze miał jednak oczy; szaro-zielono-białe. Było widać także długie rzęsy, które wyglądały niczym pomalowane tuszem, aczkolwiek wątpię, żeby tak było.

Staliśmy na środku chodnika i patrzyliśmy na siebie, zapewne wyglądając jak kretyni, ale jak nie stać i nie patrzeć, na chłopaka wyglądającego niczym grecki, zbuntowany bóg, z kolczykiem w brwi i uchu.

- E-eee… ja… przepraszam? – wydukałam niezręcznie. Złączyłam dłonie na plecach, zaraz pod wielką białą plamą, będącą wielkim kontrastem dla czarnej koszulki na ramiączkach oraz logiem Nirvany. Chłopak wzdrygnął się, zaraz potem patrząc mi w oczy z lekkim uśmiechem.

- Jasne, nic się nie stało. – jego głos był ochrypły i jednocześnie niesamowicie seksowny. Tak, zdecydowanie zbuntowany grecki bóg.

- No to pa. – zaśmiałam się głupio, po czym odwróciłam się plecami do bezimiennego. Zatrzymała mnie jego dłoń na mojej, w żelaznym uścisku. Odwróciłam się do niego już lekko podirytowana. Lea oraz Jake z niezrozumieniem przyglądali się tej sytuacji. – Co?

- Nie powiedziałaś mi, jak masz na imię. – głos chłopaka był przepełniony jakby pretensją.

- Wydaje mi się, że nie będzie Ci potrzebne, panie bezimienny. – prychnęłam.

- Proszęęę – Dziecko.

- Nie. Lea, Jake. Idziemy na plażę. – warknęłam; w moich oczach pewnie była żądza mordu chłopaka stojącego przede mną. Zawsze tak reagowałam, gdy ktoś nie chciał dać mi spokoju. – Możesz mnie już puścić? – syknęłam do – mimo wszystko – przystojnego chłopaka. Zaczynało się to robić już naprawdę irytujące, że nie chce dać mi odejść, ponieważ nie wie jak mam na imię. Wylałam na niego shake’a – potem grzecznie przeprosiłam i jak każdy osobnik niezależnie od płci oraz wieku – odejść w swoją stronę.

- Nie, nie mogę. – burknął. – Powiedz jak masz na imię. – ostry głos przeszył powietrze, wywołując u mnie ciarki. Moje aktualne zachowanie przypomina typowego „cwaniaczka” – najpierw jestem odważna, pyskata a teraz wystraszył mnie jego groźny głos. Westchnęłam, by uspokoić swój płytki oddech.

- Mam na imię Julie. – na ustach nieznajomego pojawił się zwycięski uśmiech.

- Jestem Michael. Teraz możesz iść. – zaśmiał się Michael. Posłałam mu jedynie fałszywy pół uśmiech, następnie łapiąc stojących obok przyjaciół i wręcz biegnąc do wyjścia z wesołego miasteczka.

Wsiadłam do samochodu, a zaraz potem obejmowałam swoją twarz dłońmi, palcami masując skronie.

- Co to było? – szepnęłam do siebie, ponownie nie zważając na obecność przyjaciół. – Dobra, możemy jechać na tą plażę.

×××

Pierwsze, co zaraz zauważyłam po wejściu do domu, to przytłaczająca cisza. Nigdy, od kąt Ashton się wyprowadził do Perth, nie było tak cicho jak teraz.

Ashton – mój starszy o siedem lat brat, kochał ciszę. Nigdy nie wiedziałam dlaczego. Zawsze wracał późno, a gdy wchodził do kuchni, by przywitać się z rodzicami, oni chwilę potem wychodzili w ciszy.

- Dlaczego chcesz, żeby było cicho? – zapytałam jako trzynastolatka, wlepiając wzrok w dwudziestolatka. Spojrzał na mnie ze zmęczonym wzrokiem, po czym podszedł oraz pogłaskał po głowie.

- Kiedyś, kiedy tu wrócę, pokażę Ci powód, dla którego mama i tata zawsze wychodzą w ciszy z pokoju, dobrze? Teraz zmykaj spać, jutro idziesz do szkoły. – przypomniał, wskazując palcem na zegarek, który wskazywał wpół do dwunastej w nocy. Jęknęłam przeciągle, wywołując tym cichy śmiech brata.

- Nie śmiej się, Irwin. Każdemu może się to zdarzyć. – burknęłam obrażona na brata, zakładając ramiona na piersi. Słysząc wręcz rechot Ash’a, sama nie mogłam się powstrzymać od chichotu.

- Jasne, jasne, Irwin.

Z westchnieniem weszłam do kuchni, by nalać sobie zimnej wody. Gdy miałam zamiar wyjść z pomieszczenia, dostałam wiadomość na WhatsAppie. Głośno wypuściłam powietrze, ale nie zatrzymałam się, żeby sprawdzić, który z dwójki moich przyjaciół rozpoczął konwersację, chyba że, zaczęli pisać na grupie.

MoonLea: mój brat powiedział, że możemy iść z nim do kina na „Ghostbusters”, wchodzicie w to? Nie chcę siedzieć sama z Kaylą i kumplami mojego brata ;c

BassJake: sorry bae, Harry do mnie przychodzi

IrwinJulie: Harry – ex chłopak Louis’a, Zayn’a i Liama? Omg Jake, staczasz się ;x jest przynajmniej dobry w łóżku? B)

IrwinJulie: a poza tym, ja też odpadam. Muszę się uczyć na sprawdzian z fizyki, który jest NA PIERWSZEJ LEKCJI W PONIEDZIAŁEK!

MoonLea: ejjjj…. To tylko dwie godziny! Proszę!

IrwinJulie: nah, okay. O której pod kinem?

BassJake: albo wiecie co… seks z Harrym  może poczekać…

MoonLea: czyli… idziesz z nami, tak?

BassJake: tsaaa…

IrwinJulie: jeeej!

BassJake: bo orgazmu z tej radości dostaniesz, żelazna dziewico C;

IrwinJulie: FUCK OFF!

×××

- Mamo! Tato! Już jestem! – zawołałam, jak zamykałam drzwi. Rzuciłam bluzę z telefonem na pobliską komodę, ściągnęłam Vansy oraz już na bosaka poszłam do jadalni, skąd pochodziły dźwięki trzaskających o siebie talerzy oraz sztućców.

Moja mama przypominała huragan, swoimi gwałtownymi ruchami oraz szybkim chodem. Tata natomiast rozkładał talerze wraz z kryształowymi szklankami.

- Idź się przebrać, Julie. Za niedługo przyjdą goście, tak więc musisz ładnie wyglądać. Najlepiej by było, gdybyś ubrała tą czarną sukienkę od babci Kath, w niej będziesz ślicznie wyglądać. – oznajmiła mama, nie odrywając wzroku od stołu, na który kładła przeróżne potrawy. Zmarszczyłam brwi, nic nie mówiąc.

- Okaaayy…- wymamrotałam, idąc tyłem w stronę schodów. – A kto przychodzi?

- Na pewno się ucieszysz, skarbie. – zabrał głos Paul, posyłając mi szeroki uśmiech.

- Dziadek Ed i babcia Molly przychodzą? – spytałam rozbawiona, powoli odwracając się w stronę schodów. Gdybym szła tyłem, spadłabym z kilku stopni w dół, ponadto straciła wszystkie jedynki i wyglądałabym niczym za czasów przedszkola, kiedy to rzeczywiście straciłam wszystkie jedynki i wyglądałam niczym osoba, która zgubiła swoją protezę.

- Nie tym razem. – nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam w górę. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie wywróciła na kolana, będąc na przedostatnim schodku.

Weszłam do pokoju, od razu kierując się do szafy z sukienkami i innymi „pierdołami”. Otworzyłam podwójne drzwi, a mój wzrok od razu zaczął mierzyć wszystkie wieszaki, w poszukiwaniu sukienki, będącej gratulacjami rozpoczęcia nauki w liceum, od babci Katherine Jordan. Nagle w oczy „rzuciła” mi się sukienka, którą dostałam od Lei oraz Jake’a, na siedemnaste urodziny. Miałam ją tylko raz i to kiedy ją przymierzałam w urodziny, ponieważ ta dwójka Grubasów nie wie jaki mam rozmiar. Okazała się być dobra, z czego się cieszyłam, iż ta sukienka jest po prostu piękna.




Dobrałam do tego buty na szpilce i złotą biżuterię. Następnie pobiegłam do łazienki, by wziąć szybki prysznic oraz zrobić coś z moją twarzą, nie zapominając o włosach. Wróciłam jeszcze po komórkę, żeby podłączyć ją do głośników i słuchać muzyki, jak będę się kąpała. Wybrałam „Middle” Dj. Snake i Bipolar Sunshine. Pozbyłam się ubrań wraz z bielizną, następnie wchodząc do kabiny. Od razu odkręciłam letnią wodę i pozwoliłam uderzać strumieniom o moje plecy.

×××


Zeszłam na parter w momencie, gdy powietrze wypełnił dźwięk dzwonka. W podskokach podeszłam do drzwi, zatrzymując się jeszcze na kilka sekund przy lustrze, aby sprawdzić, czy nie jestem gdzieś brudna.

- Julie, otwórz drzwi! – zawołała mama, z kuchni.

- Dobrze! – odkrzyknęłam, chwytając za klamkę. Pociągnęłam za nią, otwierając drzwi.

Pierwsze co zobaczyłam, to blond loki, zasłaniające duże, orzechowe oczy, w których od zawsze można było zobaczyć radosne iskierki. Później ogromny uśmiech, ukazujący dwa rządki białych, a zarazem prostych zębów. Szerokie ramiona, odziane w bordową kurtkę i długie nogi, przypominające długością szyję żyrafy. Zmienił się niesamowicie, przez cztery lata, gdy go nie widziałam. Wtedy wyglądał co najmniej zabawnie z bandamą na głowie oraz nadgarstku.

- Ashton. – szepnęłam odkrywczo, patrząc na brata jak na obrazek. Po dosłownie kilku sekundach byłam już w ramionach kędzierzawego blondyna, ściskając go tak mocno, że myślałam, iż go uduszę.

- Jules. – odszeptał, głaszcząc moją głowę. Wtuliłam głowę w ramię chłopaka czując, jak pod powiekami zbierają mi się łzy tęsknoty. – Uważaj, to nowa kurtka. – mimowolnie zaśmiałam się pod nosem, na ostrogę brata. Odsunęłam się do niego, a następnie spojrzałam za ramię dorosłego chłopaka. Zamarłam, gdy ujrzałam chłopaka z wesołego miasteczka.

- Widzimy się ponownie, Julie.

- Michael. – odpowiedziałam, starając się zachować spokój. Ponownie przeniosłam swój wzrok na Ash’a, by zauważyć szok w orzechowych tęczówkach, ponadto rozszerzone źrenice. Sytuacja nie wiadomo dlaczego stała się dla mnie uciążliwa.

- Znasz Mike’a? Od kiedy?

- Um… od dzisiaj. Gdy byłam w wesołym miasteczku, wpadłam na niego i niechcący wylałam jego shake’a. – uśmiechnęłam się niemrawo na wspomnienie głosu bruneta, który okazał się być przyjacielem mojego brata. – To co? Zapraszam! – zaśmiałam się sztucznie, aby rozładować atmosferę. Szczery uśmiech na moje usta dopiero wpłynął wtedy, gdy kąciki ust Ashton’a się jeszcze bardziej uniosły.

- Mamo! Tato! Jak dobrze was widzieć! – dwudziestoczterolatek podszedł do rodziców, najpierw ściskając mamę, potem witając się z Paulem jak „facet z facetem”. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechy, jak to zobaczyłam.

- Jesteś bardzo podobna do twojej mamy. – do moich uszu dotarł nieznany mi dotychczas, zachrypnięty głos. Odwróciłam głowę w lewo i o-mój-Boże, zmiękły mi kolana.

Głos należał do dwumetrowego blondyna, z kolczykiem w wardze oraz zarostem na policzkach i szyi. Na pudrowo różowe usta miał przylepiony lekki uśmiech, ukazujący przeurocze dołeczki w policzkach. Zawsze u chłopaków mi się to podobało. Z pozoru wyglądał jak typowy Bad boy, ponadto coś w środku mówiło mi, że jest on niebezpieczny, że powinnam trzymać się z daleka, unikać jak ognia. Wszystkie te uczucia znikały, gdy tylko spojrzałam w błękitne oczy mężczyzny.

- Może. – zaśmiałam się nieśmiało, czując jak krwista czerwień wpływa na moje lica. Spuściłam głowę w dół, by nie musiał na to patrzeć.

- Gdzie moje maniery! – przeraził się nagle, obejmując twarz dłońmi. Zaczęłam chichotać, gdy to zobaczyłam, tak więc przyłożyłam dłoń do ust, by stłumić śmiech. – Mam na imię Luke, Lady. Masz śliczny uśmiech, a zarazem śmiech. Nie chowaj go za tą drobną dłonią.  – ponownie, w ciągu pięciu minut zarumieniłam się, tym razem mocniej i na moje nieszczęście Luke to zobaczył. Wystawił w moją stronę dłoń, którą przyjęłam. Mocne dreszcze przeszły przez moje ciało, co on też chyba poczuł, ponieważ spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie.

- Julie, Luke. Siadajcie już do stołu.

×××

Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Przestałam się już bać Michael’a, zaraz po tym, jak  zaczął opowiadać żarty. Był naprawdę miły, a zarazem zabawny. To samo Calum oraz Luke. Ten drugi zdawał się ciągle na mnie patrzeć i było to dla mnie pewnego rodzaju klątwą, ponieważ było w tym spojrzeniu coś, co mnie onieśmielało.

- Jak tam w szkole, Jules? – zapytał w pewnym momencie Ashton, gdy mama poszła po deser. Posłałam mu szeroki uśmiech, przez który przebijała się duma.

- Bardzo dobrze. Prawdopodobnie skończę drugą liceum z najlepszą średnią w szkole. – odpowiedziałam równie dumnie tonem. Przeczesałam dłonią włosy, zagryzając delikatnie dolną wargę.

- Jestem z Ciebie dumny, mam nadzieję, że na studia jedziesz do Perth.

- W zasadzie… to myślałam o Melbourne. Wiesz… filologia angielska i tak dalej…

- Rób to, co mówi Ci serce, Jules. Nie to, co każe twój stary głupi brat, który teraz żałuje, że nie poszedł na studia.

- Przepraszam bardzo, Ashtonie – odezwał się Calum, unosząc palec wskazujący u prawej dłoni do góry. – Gdybyś poszedł na studia, nie poznałbyś nas – mulat wskazał na siebie, Michael’a oraz Luke’a z szerokim uśmiechem. – A tego przegapić byś nie chciał.

- Chciałbym przegapić te dwa lata, kiedy nie umiałeś zamknąć nawet szafki z kubkami w kuchni. – prychnął Ash, wywracając teatralnie oczyma.

- Nie żeby coś, ale ty też tego nie potrafiłeś, synu. – zaśmiał się tata, swoim głębokim śmiechem. Zaraz po nim zrobiła to mama, następna byłam  ja, Cal, Mike, Luke i na końcu Ashton.

- Nie bądź już taki mądry, Paul. Ty do tej pory, gdy masz czterdzieści trzy lata, nie potrafisz posprzątać swoich bokserek. – upominała go mama.

- Daj spokój, Han. Od czasu do czasu do czasu mi się to zdarzy.

- Kocham Cię tato, ale zdarza Ci się to codziennie. – wtrąciłam się, z przesłodzonym uśmiechem. Mężczyzna jedynie pokręcił głową na boki, w geście kapitulacji.


×××


Wyszłam z łazienki, przebrana już w piżamę oraz z papciami na nogach, wycierając ręcznikiem mokre włosy. W tle można było usłyszeć cicho lecące „Follow You” Bring Me The Horizon. Usiadłam na łóżku, odrzucając ręcznik na drugi koniec mebla oraz sięgając do szafki nocnej, gdzie leżała szczotka do włosów. Zaczęłam rozczesywać włosy, gdy usłyszałam podniesiony głos Ash’a z dworu, poprzez otwarte drzwi balkonowe. Zmarszczyłam brwi, odkładając szczotkę na kołdrę. Wstałam, po czym udałam się na balkon. Ostrożnie podeszłam do barierki, by żaden z czwórki mężczyzn mnie nie zauważył.

- Nie ma opcji, chłopaki. – zagrzmiał mój brat, z założonymi ramionami na piersi. – Julie nigdy nie była na takim czymś, ba! Nawet nie wie o ich istnieniu, a wy tak nagle chcecie ją tam zabrać?! Starczy, że ja was w to wpakowałem. Ona nie jest mi tam potrzebna.

- I tak się kiedyś dowie, Ash. Nie unikniesz dnia, kiedy Julie wpakuje Ci się do domu i zacznie mówić, jak bardzo nienawidzi Cię za ukrywanie prawdy. – wyburczał Luke z papierosem w ręku. Swoją drogą, każdy z nich to miał, ale zwróciłam na to uwagę tylko u niego. Dlaczego? Nie mam pojęcia.

- Nie znasz jej, Hemmings. Znasz jej imię, nazwisko, wiek oraz to, że jest moją siostrą.

- Nie zauważyłeś jej podobieństwa do Naomi, prawda? – zaśmiał się kpiąco blondyn, kręcąc głową. – Naomi też taka była, też miała siedemnaście lat, też mówiła jak bardzo nienawidziła Cię, za ukrywanie prawdy.

- Julie to nie Naomi, do cholery! – wrzasnął kędzierzawy, popychając niebieskookiego w stronę ulicy. Michael i Calum zareagowali od razu, przytrzymując mojego brata. Luke tylko prychnął tylko, po czym odszedł w stronę jednego z czterech sportowych samochodów.

Nieświadomie zaczęłam się mu przyglądać. W świetle księżyca wyglądał jeszcze piękniej niż w normalnym świetle. Oczy nabierałby blasku, wręcz drapieżności, oddającej jego charakter, którego nie znałam.

Blondyn wchodząc do samochodu odwrócił się jeszcze na chwilę w moją stronę. Podniósł głowę, na tyle wysoko, by bez problemu spojrzeć mi w oczy. Posłał mi jedynie pół uśmiech, by potem trzasnąć drzwiami i odjechać w ciemności Sydney. Nie patrząc na chłopaków, między którymi znajdował się mój brat, weszłam z powrotem do pokoju. Usiadłam na łożu, sięgając po szczotkę i dokończyłam czesać włosy. Po wykonanej czynności położyłam się pod kołdrą, uprzednio gasząc światło i wyłączając muzykę z telefonu. Podłączyłam go do ładowania, bo znając życie z samego rana będę zasypana telefonami Jake’a i Lei. Z cichym westchnieniem odwróciłam się na lewy bok, po czym zamknęłam powieki, usypiając. Albo próbowałam, ponieważ w głowie miałam dwa zdania.
Julie to nie Naomi, do cholery!”
Nie unikniesz dnia, kiedy Julie wpakuje Ci się do domu i zacznie mówić, jak bardzo nienawidzi Cię za ukrywanie prawdy.”
 

środa, 6 lipca 2016

o

"Chrashing, hit a wall,

Wciskam pedał gazu jak najmocniej.

Right now, I need a miracle,

Widzę już dziewczynę z dwoma flagami w górze. Jestem blisko celu.

Hurry up now, I need  a miracle...

Przekraczam metę z chorą satysfakcją, że ponownie wygrałem.

I call your name, you're not around, I say your name but you're not around...

Wychodzę z samochodu i od razu mam dosyć. Mam dosyć tych wiecznie wrzeszczących ludzi, którzy i tak mnie w środku siebie nienawidzą.

I need you right now, yeah I need you right now

Przepycham się między nimi, gdy momentalnie zamieram.

So don't let me, don't let me, don't let me down

Ciemne loki sięgające do pasa, biała twarz, brązowo-zielono-złote oczy, w których zawsze zobaczę troskę. Uśmiech, będący lekarstwem na moje złamane serce. Stoi tam, w przedartych jeansach, zwykłym białym t-shircie oraz zniszczonych już trampkach. Na dłoniach widnieją drobne zadrapania, z mojej winy.

I think I losing my mind now

Szybkim krokiem odchodzę od ogromnego tłumu, by podejść do jednej ze ścian opuszczonej fabryki, gdzie każdego wieczora odbywają się nielegalne wyścigi.

It's in my head

Stoi tam, jest żywa.

Darling I hope that you'll be here, when I need you the most…"

Nagle, dosłownie z nikąd pojawiają się Joe oraz Kit, z pistoletami w dłoniach. Lufy są wycelowane w głowę dziewczyny, z głowami obróconymi w moją stronę. Potem się odwracają z powrotem oraz pociągają za spusty...

- NIE! – wrzasnąłem na całe gardło, podnosząc się do pozycji siedzącej. Kołdra zsunęła się z mojej klatki piersiowej, ale nie na to teraz zwróciłem uwagę. Szybko spojrzałem w bok, gdzie powinna leżeć Julie. Dopiero po chwili zrozumiałem, że jej nie ma.

I nie będzie.